środa, 6 lipca 2016

O mały włos katastrofa... i zaległa kartka.

Ale się porobiło! Godzina 23.30, wracam z psem z ostatniego siku i wreszcie spokój, cisza i luz! Wskakuję więc szybko pod prysznic, a następnie w piżamę ze śmieszną żyrafą, włączam telewizor na kanał ID (akurat o tej godzinie nadają seriale "Kryminalne zagadki Miami" i "Kryminalne zagadki Las Vegas"), wyciągam haftowany aktualnie obraz "Golden Gaze" i z dziką rozkoszą łapię za igłę, by postawić choć kilka krzyżyków i zaspokoić swój krzyżykowy głód nałogowca... I nagle słyszę ciche - pac, pac, pac! Rany julek, co to takiego?! Pierwsza myśl - pewnie jakiś robal tłucze o szyby okna balkonowego chcąc się dostać do źródła światła. Ale nie - to zbyt regularny dźwięk. Jakby kapanie wody. Kombinuję dalej. W pokoju nie ma aktualnie żadnej rośliny, którą mogłabym przelać. W drugim pokoju są, ale w tym nie, bo wczasują się na balkonie. W takim razie skąd woda? Wiem! Kaloryfer! Stary już jest, od początku istnienia bloku, czyli od roku 1973 -  mógł więc już zaniemóc. Macam więc od spodu wszystkie żeberka - i nic, sucho. Uff, co za ulga! To nie kaloryfer! Więc co to, u licha?! I nagle olśnienie. AKWARIUM!!! Macam dywanową wykładzinę wokół szafki z akwarium. Mokro przy jednym rogu! I kapie. Podłoga krzywa, więc woda kapie z jednego rogu, ale w sumie to nie wiem, w którym miejscu jest przeciek. To zresztą jest bez znaczenia, akwarium trzeba opróżnić, zanim wycieknie z niego 112 litrów wody i przemoczy mi wykładzinę na filcowym podkładzie oraz zaleje sąsiada z dołu, który niedawno kupił mieszkanie i dopiero co skończył je remontować. Już po północy tłukę się więc do piwnicy po wiadra na żwir i do wynoszenia wody, po kuwetę na przechowanie wodnych roślin i w końcu po małe 10-litrowe akwarium, w którym muszę upchać ryby. I ostatecznie dojrzewa we mnie decyzja o całkowitej likwidacji akwarium. Jest mi żal, bo od dziecka podoba mi się wodny świat, i od wielu lat podwodne ogrody z ich barwnymi mieszkańcami były ozdobą naszego mieszkania. Ale jednocześnie zdaję sobie sprawę z tego, że do rozszczelnienia spoin przyczyniła się Kicia, skacząc na akwarium a to z parapetu okna, a to z komody, i wyprawiając na nim dzikie harce próbując chwytać rybki przez szyby. Być może do rozszczelnienia i tak by doszło, bo akwarium już trochę lat stoi, a ciężar i wyporność wody swoje robi. Niemniej te podskakujące dodatkowe 5 kilo obciążające szyby z pewnością przyspieszyło ten proces. I tak szczęście w nieszczęściu, że skończyło się kapaniem, a nie pęknięciem szyby i wodospadem na pokój. Nie ma sensu kupowanie nowego baniaka, bo nie ma szans na wybicie z kociej główki instynktu polowania i upodobania we wskakiwaniu na pokrywę. Tak więc jutro - a właściwie to dzisiaj, bo przecież już po trzeciej rano - pozostaje mi szukać nowego domu dla moich rybek :(
A skoro z tego wszystkiego i tak nie mogę zasnąć, to pokażę zaległą kartkę sztalugową na męskie urodziny. I chociaż kartka jest "dla faceta", to kwiatek i tak wcisnęłam :) Papier to "Piękny Umysł" Galerii Papieru, a cudny, duży cytat ze Scrapińca. Mniejsze napisy z Wycinanki.


  


Metalowe ćwieki Doliny Tęczy, cudne są :)


Tu kartka razem z pudełkiem.


Kwiatek:) z metalowym ćwiekiem.

I samo pudełko.


I to by było na tyle. Mam nadzieję, że ktoś przygarnie moje rybki... A wszystko przez tę małą zołzę...



5 komentarzy:

  1. Szkoda, ja też lubię rybki.

    OdpowiedzUsuń
  2. A to pech! Mój tato przez wiele lat miał hodowlę ryb na poddaszu więc nie raz mieliśmy potop w mieszkaniu.

    OdpowiedzUsuń
  3. Niezła historia, nie zazdroszczę, ale koniec końców cieszy, że możemy tę super kartkę zobaczyć!!!:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Lubię akwaria ale odkąd zdecydowałam się na koty... Na pewno ktoś chętny się znajdzie :)

    OdpowiedzUsuń
  5. rybki u nas się zadomowiły :) chyba jest im dobrze tylko bojownik zestresowany z powodu nadmiaru neonów:) olka

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każde słowo i zapraszam ponownie!