Przedstawiam Wam mojego... hmmm... tymczasowicza? Być może. Jeżeli odnajdzie się jego właściciel, to tak będzie. Jeżeli się nie odnajdzie, to zostanie z nami na zawsze.
Pojawił się w miejscu, gdzie wraz z sąsiadką karmimy wolnożyjące koty. W przeciwieństwie do "dzikusków", które przychodzą, zjedzą i odchodzą, on nie odchodził. Spał na gołej ziemi, zimnej i mokrej, pod tujami na trawniku. Nawet w deszczu. Początkowo bardzo nieufny i płochliwy, stopniowo nabierał zaufania. Pozwalał się głaskać, wybiegał na spotkanie. W środę wieczorem przy temperaturze - 3 stopnie dał się zaprosić do domu. Przespał noc jak zabity, po raz pierwszy od nie wiadomo jak dawna w ciepłym i suchym miejscu.
Odwiedziliśmy weterynarza, żeby sprawdzić, czy kawaler ma chip. Niestety nie ma. Ma za to braki w uzębieniu i jest wykastrowany - czyli miał dom i ktoś o niego dbał. W gabinecie lekarza zademonstrował swoje pokrewieństwo z lwem - zresztą w poczekalni również, usiłując rozszarpać cocker spaniela.
W domu natomiast to najbardziej niekłopotliwe stworzenie, jakie znam. Spokojny, bardzo dużo śpi. Nic nie niszczy (w przeciwieństwie do Kici , która lubi rozpruwać pazurami książki i roślinki). Jest czyściutki - idealnie korzysta z kuwety. Nikt mu jej nie pokazał - sam ją znalazł w mieszkaniu, a kiedy dostał swoją, korzysta tylko z niej, nie wchodzi do kuwety Kici. Nie wskakuje na blaty. Nie chce wychodzić na balkon - staje w progu i wzdryga się, kiedy poczuje zimno i wilgoć. Przychodzi się przywitać, kiedy wracam z pracy czy zakupów. Ma zabójcze spojrzenie - patrzy tak trochę jakby "spode łba"i wygląda przy tym na naburmuszonego :)
Ma piękne oczy w kolorze chryzoprazu i futerko w ciepłych, jesiennych rudościach. Ze stoickim spokojem znosi burczenie i syczenie Kici. Jedynie przy misce jest bardziej stanowczy. Zresztą relacje z Kicią z każdym dniem są lepsze, na szczęście.
Dałam ogłoszenia, może odnajdzie się właściciel. Pewnie się rudzielec zgubił. Trudno byłoby mi uwierzyć, że ktoś pobył się go celowo, bo to naprawdę mądry i dobrze wychowany kot. Jeśli jednak nikt się nie zgłosi, nie będę się tym martwić. Zostanie z nami. Na imię będzie miał Leo, bo z jego grubymi łapkami, szeroką głową i płoworudym ubarwieniem przypomina mi młodego lewka.
Tak w klimacie jesieni i kotów mam do pokazania zakładkę z kotkiem na jesiennym tle. Wzór z Artecy Cross Stitch.