Na pierwszy ogień poszedł zaczęty dawno temu obrazek z wesołą psią gromadką. Męczę się z backstitchami, czyli teoretycznie koniec jest bliski, ale dłubię, dłubię, dłubię i mam wrażenie, że wcale nie przybywa. Zastanawiam się, czy skończę w tym wcieleniu. Za to wiem jedno: jeżeli te kontury mnie nie zabiją, to żaden koronawirus też nie ma szans.
Te psie uśmiechy są przeurocze :) Bardzo, ale to bardzo brak mi psiego towarzystwa. Przez całe moje kilkudziesięcioletnie życie psy były zawsze przy mnie. Teraz jest tylko Kicia. Trudno, muszę jeszcze wytrzymać do emerytury :(
Na koniec pochwalę się fiołkiem wyhodowanym z listka. Pięknie zakwitł.
Pozostałe zielsko też ma się dobrze :) Rozmiary begonii kupionej na bazarku dogo zaczynają mnie powoli przerażać. Rośnie i rośnie... co ja z nią zrobię??? A była to taka nieduża sadzonka :)))