Dzisiaj mamy Dzień Psa, więc przy tej okazji podzielę się z Wami pięknym wierszem Franciszka J. Klimka.
ŚWIAT CIĘ PODZIWIA
Świat cię podziwia, ale cóż z tego,
Dżoku, Azorku, Reksiu czy Burku,
który prowadzisz niewidomego,
lub strzeżesz domu gdzieś na podwórku...
Który ratujesz życie człowieka,
nigdy nie zdradzisz i nie porzucisz
ale potrafisz do końca czekać,
nawet, gdy czujesz, że pan nie wróci...
Świat cię podziwia, lecz wiem niestety,
podziw niczego w ludziach nie zmieni,
choć - gdyby człowiek miał twe zalety
łatwiej by nam się żyło na Ziemi...
Myślę, że nie tylko miłośnicy psów przyznają, że to piękny wiersz... Autor, Franciszek Jan Klimek, jest krakowianinem, więc nie dziwi mnie to, że w jego wierszu poświęconym psom na pierwszym miejscu pojawia się imię Dżok. Wszak Dżok to legenda Krakowa.
Cały świat poznał wzruszającą historię wiernego japońskiego psa Hachiko, między innymi dzięki nakręconemu w 2009 roku filmowi "Mój przyjaciel Hachiko". A czy wiecie, że mamy naszego, polskiego Hachiko? To właśnie krakowski kundelek Dżok, adoptowany już jako dorosły pies z krakowskiego schroniska. Dżok, który czekał na swojego pana...
Wiele informacji o nim znajdziecie w internecie. Oto Dżok, najwierniejszy z wiernych...
Jego historię pięknie opisano na stronie chwiladlapupila.pl, więc ją zacytuję dla tych, którzy jej nie znają (tekst skopiowany ze strony, ale poprawiłam błędy, bo bardzo kłuły mnie w oczy):
"Latem roku 1992 starszy mężczyzna z psem
nieokreślonej rasy, przypominającym mniejszego wilczura z kłapciatymi
uszami, przechodził przez bardzo ruchliwe Rondo Grunwaldzkie w Krakowie.
W pewnej chwili mężczyzna zachwiał się i upadł. Wkrótce otoczyli go
przechodnie. Wezwano karetkę pogotowia. Lekarz stwierdził zawał serca.
Mężczyznę wniesiono do karetki, a plątającego się pod nogami psa,
odpędzono. Niestety, mężczyzna mimo stosowanej reanimacji zmarł w
karetce. Historia o jakich pewnie często słyszeliśmy, jednakże dopiero w
tym momencie rozpoczęła się inna historia.
Historia rocznej gehenny, odpędzonego od karetki, psa. Pies początkowo
chodził jak ogłupiały wokół miejsca opisanego powyżej zdarzenia, nie
mogąc zrozumieć co stało się z jego panem. Umykając przed
przejeżdżającymi samochodami krążył tam i z powrotem nie wiedząc co
począć. Trwało to wiele godzin. Psem nie interesował się nikt.
Przeklinali go tylko kierowcy. Nadeszła noc. Ruch zmalał, ale pies nadal
krążył wokół Ronda. Następnego dnia pies wciąż był na miejscu
zdarzenia. Minął następny dzień i następny, a pies nie oddalał się
nigdzie, wybrawszy za swe legowisko trawnik na samym środku Ronda
Grunwaldzkiego. Z jednej strony tegoż legowiska mknęły setki aut, a z
drugiej przejeżdżały dziesiątki tramwai. Pies trwał niezmiennie na swym
stanowisku. Minął tydzień potem drugi. Pogoda bywała różna, od upałów
aż po burze z piorunami i ulewy – pies nie odchodził. W nocy, kiedy ruch
zmniejszał się co nieco, pies żywił się odpadkami z koszy na śmieci
okolicznych przystankach komunikacji miejskiej.
Wreszcie psem zainteresowano się i
wezwano pracowników schroniska dla zwierząt. Kiedy psa usiłowano
kilkakrotnie złapać i odstawić do schroniska, usiłowania te zawsze
spełzały na niczym. Dżok, bo tak zaczęto go nazywać, sprytnie
wyprowadzał w pole za każdym razem swych przeciwników i już na drugi
dzień był z powrotem na swoim miejscu. Dżok schudł i zmarniał, jednakże
nie zrezygnował z oczekiwania na swego nieżyjącego pana.
Mijały tygodnie i miesiące. Nastała
słotna jesień a potem zima. Spadły śniegi. Dżok wtopił się w krajobraz
Ronda Grunwaldzkiego do tego stopnia, że krakowianie specjalnie
przyjeżdżali tam by go zobaczyć. Wielu dokarmiało go, jednakże Dżok nie
ufał nikomu. Porywał jedzenie i natychmiast uciekał.
Zaufał tylko jednej osobie. Była to
starsza pani mieszkająca w niedalekiej okolicy, która systematycznie
przynosiła mu pożywienie. Była to pani Maria Miller. Pani Maria nie była
osobą zbyt dobrze sytuowaną, ale jak to powiadają, prędzej biedak
podzieli się ostatnią kromką chleba z potrzebującym niż bogaty wspomoże
biedaka, Pani Maria dzieliła się z Dżokiem tym co miała. W ten sposób
Dżok, nie opuszczając swego miejsca na Rondzie przetrwał, mimo czasem
dochodzących do minus 30 stopni mrozów, zimę.
Pies stawał się coraz bardziej
popularny. Pisano o nim w gazetach. Mówiono w radio. Nawet „Przekrój”
poświęcił mu kiedyś swą okładkę. Nastała wiosna. Dżok coraz bardziej
zaprzyjaźniał się z Panią Marią, która bywała na Rondzie parę razy
dziennie i przynosiła mu jedzenie. Pani Maria przychodziła ze swym
kundelkiem Kajtkiem z którym Dżok także się zaprzyjaźnił. Najwidoczniej
Kajtek, w swym psim języku, namówił Dżoka by zaufał Pani Marii, bo kiedy
nadeszło lato, Dżok wreszcie po równym roku codziennej warty na Rondzie
Grunwaldzkim, poszedł za Panią Marią do jej domu i tam już zamieszkał.
Nie jest to jednak koniec opowieści o
psiej miłości i wierności. Dżok zamieszkał z Panią Marią i Kajtkiem na 6
lat i kiedy już wydawać by się mogło że stary pies dożyje w spokoju
końca swoich dni, Pani Maria umarła. Nie pozostawiła po sobie nic oprócz
2-ch opłakujących psów. Mieszkanie należało natychmiast opróżnić. Dżoka
i Kajtka zabrano do schroniska gdzie starano się znaleźć dla nich nowy
dom. Nie udało się to jednak, przynajmniej w przypadku Dżoka. Pies w
nocy podkopał ogrodzenie klatki i uciekł. Jakiś czas potem znaleziono
zabitego Dżoka na torach kolejowych w Borku Fałęckim.
Niektórzy powiadają że Dżok w ten sposób
chciał się spotkać ze swoją Panią bo nie chciał już pokochać innego
właściciela. Ile w tym prawdy – nie wiadomo. Fakty są takie że psia
miłość, to miłość bezgraniczna.
Z inicjatywy dobrych i wrażliwych ludzi,
jakich w Krakowie nie brak, powstał pomysł wybudowania, w oparciu o
historię Dżoka, Pomnika Psa. Po wielu perypetiach i sporach z ludźmi z
Urzędu Miejskiego postanowiono pomnik ten urzeczywistnić. Na miejsce
„postoju” pomnika wybrano Bulwar Wiślany pod Wawelem – zaledwie po
drugiej stronie mostu od Ronda Grunwaldzkiego.
Projekt pomnika sporządził Bronisław
Chromy. Pomnik Psa Dżoka, dłuta Bronisława Chromego to pies otoczony
ludzkimi dłońmi, co ma obrazować, jak twierdzi sam Mistrz, wzajemną
miłość człowieka i psa.
Dżok został pochowany na terenie
Schroniska dla Bezdomnych Zwierząt w Krakowie przy ul. Rybnej 3.
Symboliczny grobowiec znajduje się tam do tej pory."
Miałam okazję poznać osobiście pana Franciszka, a nawet ugościć Go u siebie w domu. Absolutnie fascynujący człowiek! A historia Dzoka jest niesamowita... Zakładka cudna, jak wszystko, co tworzysz :)
OdpowiedzUsuńDziękuję za miłe słowa :) Poznania Pana Franciszka zazdroszczę, to naprawdę musi być fascynujący człowiek :)
Usuń