Na pierwszy ogień poszedł zaczęty dawno temu obrazek z wesołą psią gromadką. Męczę się z backstitchami, czyli teoretycznie koniec jest bliski, ale dłubię, dłubię, dłubię i mam wrażenie, że wcale nie przybywa. Zastanawiam się, czy skończę w tym wcieleniu. Za to wiem jedno: jeżeli te kontury mnie nie zabiją, to żaden koronawirus też nie ma szans.
Te psie uśmiechy są przeurocze :) Bardzo, ale to bardzo brak mi psiego towarzystwa. Przez całe moje kilkudziesięcioletnie życie psy były zawsze przy mnie. Teraz jest tylko Kicia. Trudno, muszę jeszcze wytrzymać do emerytury :(
Na koniec pochwalę się fiołkiem wyhodowanym z listka. Pięknie zakwitł.
Pozostałe zielsko też ma się dobrze :) Rozmiary begonii kupionej na bazarku dogo zaczynają mnie powoli przerażać. Rośnie i rośnie... co ja z nią zrobię??? A była to taka nieduża sadzonka :)))
One są cudne, zmobilizuj się i będziesz miała to z głowy. Kwiatki masz przepiękne .
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Jestem zachwycona fiołkiem. Kiedyś je hodowałam, ale ten okaz jest wyjątkowo piękny.A pieski po backstitchach będą obłędne :)
OdpowiedzUsuńKwiaty pięknie rosną :-)
OdpowiedzUsuńPsiaki z konturami coraz ładniejsze :-)
pozdrawiam :-)
Też czuję takie rozleniwienie, ale bardziej w sferze prac domowych czy pracy zawodowej, na szczęście w wyszywaniu wszystko ok ;) Dasz radę z tymi psiakami jeszcze w tym wcieleniu!
OdpowiedzUsuńKwiaty piękne ale obrazek zachwyca.
OdpowiedzUsuń